Złapałam małego świątecznego lenia, ale już publikuję wszystkie zaległości! Nie chcę się usprawiedliwiać, ale proszę o trochę wyrozumiałości, bo pisanie wcale nie przychodzi mi z taką łatwością jak myślałam. Ostatni czas kiedy cokolwiek pisałam dla innych to było chyba liceum i wypracowania z polskiego (wstyd się przyznać), dlatego muszę trochę rozgrzać głowę zanim na dobre się rozkręcę.
Nie będę was zanudzać wszystkimi prezentami jakie dostałam, ale na pewno interesujące będą rzeczy w tematyce bloga ;). Powiem jedynie, że zarówno Święta jak i Sylwester zaliczam do udanych, co, mam nadzieję, że jest zapowiedzią udanego roku 2013 (jeju, jak dziwnie wygląda ta trzynastka!).
No dobra, zaczynajmy.
Książki są moim zdaniem jednym z najlepszych, świątecznych prezentów, byleby były trafione.
Co prawda jeszcze ich dogłębnie nie przeczytałam, ale po wstępnym przeglądzie wiem, że nie będę rozczarowana.
Pierwsza pozycja to "Dobre maniery w przedwojennej Polsce". Zainteresowała mnie ta książka od razu, kiedy zobaczyłam ją w nowościach empiku. Niestety wszystkie egzemplarze były zafoliowane (nigdy nie wiem czy można taką folię zdjąć, czy nie bo z różnymi reakcjami się spotkałam), a cena nie była też niska więc odłożyłam jej zakup na inny moment. I tak oto się stało, że książka wylądowała pod choinką i był to dobry wybór. Dla każdego kto interesuje się przedwojenną kulturą polską jest to książka obowiązkowa. Ciekawe zagadnienia, dotyczące manier w różnych miejscach, sytuacjach oraz w zależności od płci min. w stroju, za stołem, w kawiarnii, lokalu, na balu, co przstoi, a co nie kobiecie... i wiele innych. W moim domu utworzyła się już kolejka do czytania... :)
Druga książka nie do końca wiąże się z tematyką vintage, ale poniekąd można ją do tego podpiąć. Chyba nie wspominałam o tym jeszcze na blogu, ale od zawsze interesowałam się szyciem i marzyłam o tym, żeby móc uszyć sobie swoją wymarzoną sukienkę. Już kilka lat temu rodzice sprezentowali mi maszynę do szycia i co prawda nie idzie mi to do końca tak jak bym chciała, ale można powiedzieć, że szyję. Zawsze ogromny problem miałam z rodzajami materiałów, oraz ich odpowiednim przeznaczeniem, bo jak wiadomo, ze wszystkiego się ładnej sukienki uszyć nie da.
I tutaj na ratunek pospieszyła mi
Marchewkowa i jej recenzja "Encyklopedii materiałów odzieżowych". Od razu wiedziałam, że MUSZĘ mieć tę książkę i faktycznie, teraz wiem, że ona będzie moją nową Biblią. Ponad 300 stron, każdy materiał jaki możne istnieć na ziemi i dokładne opisy, jak się on zachowuje, co można z tego uszyć, wady, zalety, skład, wszystko! Podejrzewam, że mało osób będzie podzielało moją ekscytację, ale ja naprawdę nie mogę uwierzyć w swoje szczęście, że taka książka jest :).
Jak już przeczytam od deski do deski, dam wam znać w dwóch zdaniach czy moje przypuszczenia się sprawdziły. Więcej prezentów nie będzie, bo i nie widzę sensu w pokazywaniu perfum, czy innych tego typu rzeczy.
Wrzucam jeszcze kilka zdjęć z okresu poświątecznego. Buziaki!