29 czerwca 2015

Rach ciachowy cykl filmowy "U kresu drogi" (1939)

    
Kadr z filmu, Mieczysława Ćwiklińska, Irena Malkiewicz
źródło: http://www.iluzjon.fn.org.pl/filmy/info/1929/u-kresu-drogi.html?rep=4383



      Wakacje rozpoczęły się na dobre, a co za tym idzie czasu wolnego mamy aż zanadto! Wreszcie bez wyrzutów sumienia można go poświęcić na oglądanie starych filmów. Ja swoją listę "do obejrzenia" odłożyłam chwilowo na bok. Powróciłam do obserwowania repertuaru ukochanego kina Iluzjon. Obecnie to właśnie ono wprowadza mnie w świat starego, nieznanego filmu.
      Jakiś czas temu, z pewnym sentymentem wybrałam się tam na "ABC miłości" w wersji zrekonstruowanej (starą recenzję znajdziecie: tutaj). Seans wydawał mi się o tyle ciekawszy, że wzbogacony został o wykład na temat polskiego kina przedwojennego.Wtedy też ze strony słuchaczy padło pytanie o inne, zrekonstruowane filmy, które będą niebawem wyświetlane. Miły Pan wykładowca polecił obejrzenie "U kresu drogi".
"Jeśli uważacie, że polskie kino przedwojenne jest głupie, infantylne to zobaczcie koniecznie ten film!"
Przyznaję, że i ja należę do tej grupy, która co prawda lubi obejrzeć stary, polski film, ale podchodzę do tego z dystansem. Oglądam go bardziej z ciekawości, dla obserwacji języka, kultury, kostiumów, dawnej gry aktorskiej. Nigdy nie nastawiałam się na ogromne przeżycia towarzyszące prawdziwym arcydziełom. Jeśli uznam taki film za dobry to należy wiedzieć, że oceniam go jako "przedwojenny film polski" i w takiej szufladce go zamykam.Wystarczy porównać nasze kino przedwojenne z amerykańskim. Różnica jest kolosalna. Wpływ na to miał oczywiście ogrom czynników jak chociażby tempo rozwoju kinematografii i przede wszystkim ograniczone finanse. Jednak w przypadku tytułowego filmu nastąpiło niejako zaskoczenie i to pozytywne!(koniec pogadanki wstępnej)
"U kresu drogi" nie dorównuje filmowym braciom zza oceanu (to byłoby niemożliwe), ale poziomem jest do nich bardzo zbliżony. Faktycznie, jak było obiecywane - nie jest on infantylny, chociaż miał na to szanse. Pomimo, że jest to dramat obyczajowy wplecione zostały sceny humorystyczne, które na szczęście nie raziły swoim przerysowaniem. Przyznam się szczerze, że akcja filmu kompletnie mnie wciągnęła, (szczególnie pierwsza połowa, która wywołała u mnie momenty strachu) i do końca, z zainteresowaniem czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.
      Spotykamy się tutaj z człowiekiem, który żyje swoją pracą i ideą dla której jest gotów wiele poświęcić. Traci trzeźwe spojrzenie na świat, co sprawia, że jego życie radykalnie się zmienia. Obserwujemy momenty jego upadków jak i triumfów oraz życiowych tragedii. Więcej zdradzać nie chcę, bo czasami im mniej tym lepiej. :)
W główną rolę wcielił się Kazimierz Junosza-Stępowski, znany z takich ról jak Doktor Wilczur w filmie "Znachor"(1937). U jego boku stanęły: Irena Malkiewicz oraz niezwykle wtedy popularna i znana ze swojej urody Tamara Wiszniewska. Komediowe wstawki z niepodrabialnym wdziękiem odgrywała Mieczysława Ćwiklińska.
      "U kresu drogi" jest na pewno dobrą alternatywą dla osób, które znają polskie kino przedwojenne tylko z komedii. Stanowi idealny przykład bardziej ambitnego filmu, który może się spodobać tym zdystansowanym. Osobiście chętnie obejrzałabym go drugi raz. Niestety w internecie jest on dostępny tylko w "pociętej" wersji. Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni.